Koncert Cienia
2018.04.22, 17:56:02
Mistrz, mistrz Cień w naszym małym miasteczku, w naszym małym teatrze (...) powoli zapalał wszystkie świece, a jego cień zadrżał na ścianie. Wraz z płomieniami kolejnych świec powoli wzrastał, aż stuknął głową w sklepienie.

Wszyscy byli bardzo podnieceni. Mistrz, mistrz Cień w naszym małym miasteczku, w naszym małym teatrze. Usłyszą wreszcie dźwięk tych magicznych skrzypiec, o których rozpisuje się cała prasa i krzyczą radia. Bilety były bardzo drogie, ale żaden nie pozostał w kasie.
Nadszedł wreszcie ów wymarzony przez uszy i serca wieczór. Na scenę wszedł mały, garbaty i szpetny karzeł dźwigając skrzypce pod pachą. Odwracali wzrok ze wstydem myśląc – czy tak wielki mistrz może mieć tak małego pomocnika? Za chwilę wejdzie, weźmie z jego rąk skrzypce i zagra...
Zgasły światła. Karzeł powoli zapalał wszystkie świece, a jego cień zadrżał na ścianie. Wraz z płomieniami kolejnych świec powoli wzrastał, aż stuknął głową w sklepienie. Wziął do ręki skrzypce i drżąc dotknął smyczkiem strun. Za chwilę popłynęła muzyka. Zapomnieli o karle. Przecież grał Wielki Cień. Drżąc i falując, to wydłużając się, to malejąc dotykał smyczkiem eterycznych strun, a migocząca i falująca muzyka oczarowywała publiczność. Płonęły świece, oczy, uszy i skrzypce. Pełnia. Doskonałość.
Karzeł popatrzył na zachłyśniętą widownię, wpatrzoną w zasłuchaną w jego olbrzymi cień i pokiwał głową. Pomyślał o swoim pierwszym koncercie, kiedy zdegustowani megalomani widząc go nawet nie raczyli włączyć uszu (lub wyłączyć oczu), tylko zagłuszyli muzykę trzaskiem opuszczanych krzesełek i zamykanych za sobą drzwi. Na sali pozostała wtedy tylko jedna dziewczyna, która z zachwytem wymalowanym na twarzy, zasłuchana wpatrywała się w jego wysoki i smukły cień drgający na podłodze. Kończąc grać pomyślał:
– Dziękuję Ci.
Oklaskiwano go jeszcze przez pół godziny, dopóki nie wypaliły się świece.
Alicja Borkowska
podobne teksty

Teraz rozsiadz sie wygodnie bo opisze ci najbardziej zjebany sen jaki mialem w zyciu. przysnil mi sie w last mondaj i tak mnie nabuzowal ze do dzis mam shizy. Podziele go na sceny bo tak bedzie mi najwygodniej. czesci niektore sa dodane, bede pisal co dodalem.

Poniżej, w dolinie wśród gęstniejących przed nocą cieni dopalają się ognie. Tam właśnie muszę pójść. Wiatr ucichł na wieczór. Mam na sobie dwie warstwy oddychających, termoaktywnych ciuchów. Dlaczego się trzęsę? Poniżej, w dolinie rzednące powoli dymy zaczynają mieszać się z pasmami spływającej ze zboczy mgły. Tam właśnie muszę pójść…Ze stanowiska pod granią niemal widać miejsce, gdzie znajduje się platforma skokowa – droga do domu. Wydaje się być tak blisko, ale w górach odległości są zwodnicze. A poniżej, w dolinie, wśród czarnych skał trwa cisza. Śmiertelna cisza. Tam właśnie muszę pójść!

Jeśli wierzysz w literaturę, uwierzysz i w to, co napiszę, choć to nie literatura, a jedynie maleńkie odwołanie.

Do baru przyjechał na motorze. Ciężkim czarnym lśniącym smoku z baśni. Jedno z lusterek drżało jeszcze, gdy poprawiał swój czarny skórzany płaszcz.